środa, 28 maja 2014

Rozdział 15-NIE UFAM MU!

-dlaczego mi to robisz?-zapytałam,a pojedyncza łza,spływała po moim policzku,szatyn nie odrywał ode mnie oczów,nasze twarze były naprzeciwko siebie,a nasze oddechy były równe
-tęskniłem-powiedział,po chwili ciszy,opuściłam moją głowę w dół,nie chcąc na niego patrzeć,po prostu już nie mam siły walczyć z tą miłością z tym szaleństwem i chaosem w mojej głowie,po prostu jestem już wykończona,myślałam,że poradzę sobie,gdy odejdę ze Stanford,ale nie dałam rady,przez dwa lata,nie potrafiłam o nim zapomnieć,przez uczucia,którymi go darzę.Lecz gdy on jest blisko gubię się...jestem rozdarta,ponieważ jedna strona chce od niego uciec,a druga go pragnie...
Westchnęłam głośno,patrząc w podłogę i myśląc...co mam mu odpowiedzieć?
-ja nie tęskniłam...mogę powiedzieć,że twoja obecność drażni mnie i wkurwia!-odpowiedziałam oschle,co do mnie nie jest podobne,ale muszę się bronić przed tym uczuciem
-przestań pieprzyć!-wrzasnął,tak głośno,aż podskoczyłam
-nie drzyj się na mnie!-wrzasnęłam w jego stronę,chłopak zaczął nerwowo chodzić po pokoju,po czym spojrzał na mnie,lecz jego spojrzenie było zimne i niecodzienne
-nie zabronisz mi,skarbie-zadrwił,śmiejąc się głupio,spojrzałam na niego tępo.Nigdy nie poznałam tej strony chłopaka,ale jest przerażająca
-po pierwsze nie mów do mnie kochanie!A po drugie odwal się ode mnie!-powiedziałam zimno,patrząc na niego.Chuj!Ale kocham go.Ugh!Czego ja w końcu chcę?!
-nie odwale,nigdy nie dam ci spokoju-zagroził-skoro się kochamy,to jaka przeszkoda stoi nam na drodze?-zapytał.Przewróciłam oczami,głośno wzdychając,oparłam się o ścianę,patrząc w biały sufit
-ja ciebie nie kocham-odpowiedziałam,zaciskając moje powieki-i wciąż pamiętam to...-dopowiedziałam
-ja wiem...że mnie pragniesz,widzę jak działam na ciebie-powiedział,a moje oczy poszerzyły się,skierowałam mój wzrok na chłopaka,uchylając lekko usta-i wiem,że zrobiłem ci krzywdę i jak już tysiąc razy mówiłem,naprawdę tego żałuje,ale nie możemy stracić siebie...skoro się kochamy-dopowiedział,po czym zbliżył się do mnie,ponownie przypierając do ściany,wpił się w moje usta,które próbowały wyrwać się z jego ust,każdym możliwym sposobem.Tak nie powinno być!Odepchnęłam od siebie szatyna,policzkując go,szybko wybiegłam z pokoju,łzy cisnęły się w moich oczach,biegiem zbiegłam ze schodów,wpadając na Ryana
-co się stało?-zapytał zszokowany,wybuchłam płaczem
-pomóż mi-udało mi się powiedzieć przez łzy,nagle usłyszeliśmy wołanie mojego imienia,obydwoje spojrzeliśmy na schody,po których zbiegał Justin,szybko schowałam się za plecami Ryana,zerkając na szatyna,który kipił ze złości
-co ty kurwa robisz stary?-zapytał wściekły Ryan,patrząc tępo na Justina.Bałam się...cholernie bałam!Teraz nie wiem czy jego,czy może moich uczuć!On zmienił się,stał się agresywniejszy i niecierpliwy,zdeterminowany i bardziej pociągający,jego nowe oblicze pociąga mnie,ale z drugiej strony przeraża,rozumiem on kocha mnie...i nie może zrozumieć,dlaczego tak tkwimy w jednym miejscu,ale musi  uszanować moją decyzję
-nie wtrącaj się!-wrzasnął na Ryana-kocham ją jak nikogo innego,przez dwa lata umierałem myśląc czy u niej wszystko jest dobrze,nie potrafiłem nie myśleć o niej każdego dnia,ale kiedy ponownie się spotykamy,co jak mówiłaś nie miało się zdarzyć,widzę,że wciąż mnie kochasz,ty mnie odrzucasz,nie rozumiesz tego,że tkwimy?!Skoro los pozwolił nam na nasze spotkanie,to musi być jakiś znak-powiedział,lecz jego słowa wzbudziły moje słabości,chciałabym go przytulić i troszczyć o niego,ale ja nie potrafię!
-ja nie potrafię!-krzyknęłam zalana łzami-nie potrafię ciebie kochać!Zapomnij o mnie,znajdź sobie kogoś z kim będziesz mógł być,bo ja nie dam ci mojej miłości-powiedziałam,po czym wyszłam z domu.Dawno nie czułam się taka rozdarta,taka słaba,ponieważ ja wiem,że go kocham,ale się boję,ponieważ NIE UFAM MU!Ruszyłam przed siebie,idąc w miejsce,gdzie nikt mnie nie znajdzie,gdzie będę potrafiła wszystko przemyśleć.Nagle napotkałam Pettera
-Petter-zawołałam,chłopak spojrzał w moją stronę,po czym podszedł do mnie
-hej,właśnie szedłem do ciebie-wyjaśnił
-tak?-zapytałam zdziwiona,jakoś dziwnie zachowuje się,po tym jak go potraktowałam,dlaczego nie jest urażony?!-a co chciałeś?-dopytałam
-chciałem cię zabrać na domówkę do moich znajomych-wytłumaczył
-serio?Chętnie pójdę-powiedziałam udając uśmiech,nie wiem dlaczego,ale chciałam trochę wyluzować,po pierwsze ufam Petterowi,po drugie jestem wściekła na Justina,za te akcje.Razem z Petterem ruszyliśmy do domu jego znajomych,gdzie toczyła się mała impreza,lecz gdy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania,impreza nie wydawała się taka mała
-napijesz się czegoś ?-zapytał szepcząc mi do ucha,przytaknęłam chłopakowi twierdząco,po czym zniknął,rozejrzałam się i przyglądałam wszystkim ludziom,którzy świetnie się bawili,sama chciałabym mieć taką energię i radość do życia,po chwili dołączył do mnie Petter z dwoma kupkami,jednym dla niego,a drugim dla mnie,gdy wzięłam porządnego łyka,zerknęłam na Pettera,który przyglądał mi się
-no co?-zapytałam
-nie nic,ale nie wiedziałem,że potrafisz wypić jednego drinka na raz-zachichotał,zaśmiałam się cicho,po czym ruszyłam po jeszcze jednego drinka,lecz tym razem sama,gdy tylko odnalazłam kupki z drinkami,chwyciłam za dwa,upijając jednego na raz,po czym drugiego,również upijając całego,nagle poczułam jak w moich żyłach zaczyna działać alkohol,który wypiłam,ponownie upiłam kolejnego drinka ,po czym wróciłam do Pettera,który czekał na mnie
-zatańczysz?-zaproponował,zgodziłam się i zaczęłam z nim tańczyć,lecz po chwili wszystko zaczęło wirować,zaczęłam się śmieć,sama nie wiem dlaczego,ale się śmiałam,poruszałam się do rytmu muzyki-i jak się bawisz?-usłyszałam głos Pettera,lecz nie tak normalnie,słyszałam go,ale jego głos brzmiał jak echo,słyszałam w mojej głowie mój śmiech,również brzmiał jak echo,mój oddech słyszałam w mojej głowie,wszystko nie było normalne,powoli przestawałam czuć siły,aby stać na własnych nogach
-co się ze mną dzieje?-zapytałam,widząc przed moimi oczami chytry uśmiech Pettera
-zajmę się tobą kochanie....

JUSTIN P.O.V.
-gdzie ona jest?-zapytała Vanessa,chodząc nerwowo po salonie
-przepraszam to moja wina,nie potrzebnie wybuchłem-odezwałem się,Ryan i Van,spojrzeli mnie
-rozumiemy,że każdemu nerwy puszczają,ale teraz nie ma czasu,na obwinianie!Gdzie jest Selena?!Minęły 4 godziny odkąd zniknęła-powiedziała zmartwiona,sam umierałem ze strachu,gdzie ona jest?!czy coś się jej stało?!

SELENA P.O.V.
Moje ciało leżało na wielkim łóżku,lecz ja nie kontaktowałam,nie miałam siły by mówić,ujrzałam nad sobą Pettera,który z ciągał ze mnie spodnie,pozostawiając w majtkach,po czym zabrał się za górę,kiedy chłopak pozbył się góry,zostałam jedynie w bieliźnie,chłopak zaczął składać pocałunki na moim ciele,lecz nie miałam siły by zareagować
-jesteś taka  piękna...-pieścił moje ciało swoimi dłońmi.Co się ze mną dzieje?!Rusz się!Niech koś mi pomoże...pomóż mi Justin! Kocham cię

JUSTIN P.O.V.
Poczułem dziwny nie pokój w moim sercu,więc szybko się podniosłem
-co się dzieje?-zapytał Ryan,patrząc na mnie
-Selena jest w niebezpieczeństwie!

___________________________________________________________
Okej mamy kolejny...po prostu te rozdziały same się piszą heh :)
 Biedna Selena ;( ponowny zawód na mężczyźnie...
Czy Justin zdoła jej pomóc?

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

7 komentarzy: